KOBIECE EGO
Poczułam się dziwnie, gdy zapytała, dlaczego tak na nią patrzę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że pilnie ją obserwuję.
– Przepraszam, nie wiem, ja tylko… – przerwała mi, zanim odnalazłam właściwe słowa.
– Pewnie głupio wyglądam?
– Nie, tylko ta pani złość, to znaczy, ten wybuch emocji… no nie, po prostu dała się pani zauważyć…
– No może i dobrze, że ktoś zauważył, że wkurzać też się potrafię.
Nie wiem dlaczego, ale jej słowa mnie rozbawiły.
– No proszę, nie dość, że złośnica, to jeszcze zabawna…
Odpowiedziała na mój uśmiech, sama się uśmiechając.
– Mogę się na chwilę przysiąść?
Zaskoczyła mnie. Nieznajomi raczej mnie nie zaczepiają. Słyszałam, że przy pierwszym kontakcie wydaję się nie tylko niedostępna, ale i zarozumiała. To czas działa na moją korzyść.
– Proszę – odpowiedziałam i przysunęłam torebkę bliżej siebie. – To co panią tak zirytowało?
– Szkoda słów, po prostu mam dość mielenia tego tematu, jakie to my, kobiety, jesteśmy pokrzywdzone już samym tym, że jesteśmy kobietami. Na dokładkę i przez facetów. Jakie my biedne, nieszczęśliwe, ale z drugiej strony, jakie to my jesteśmy silne, niezawodne, zawsze sobie same dajemy radę.
My, kobiety, to mamy jaja! No oczywiście jak już na chwilę wyrwiemy się z tego omamu, że takie słabe jesteśmy… – Niby nie chciała mówić, a jednak z jej ust wylewała się lawina akcentowanych sarkazmem słów, które zapewne miały tylko jeden cel: ulżyć sobie! A ja napatoczyłam się po prostu i będąc przypadkowym słuchaczem, poczułam się jak wyschnięta studnia, do której ona pompowała nie tylko poszarpane od gniewu zdania, ale również całą paletę uwierających ją emocji.
– To właściwie o co chodzi? – zapytałam ją, ściągając brwi, aby jeszcze wyraźniej dać jej do zrozumienia, że niczego nie pojmuję.
Pocmokała trochę, jakby chciała mi powiedzieć: „no z jakiego ty świata, że nie rozumiesz?”.
– Oj, no o te wszystkie wpisy na Facebooku. Bo widzi pani, moja przyjaciółka ma fajnego faceta, naprawdę fajnego, ale ona wciąż uważa, że on daje jej za mało, że ona to błędów nie popełnia, że ona to taka princessa… hm… no właśnie, ona taka princessa jest. Ale jak już zdarzy się cud, że to ona się czymś zajmie, że to on popełni błąd, obwieszcza to całemu światu!
Każdy post w stylu: „my, kobiety, jesteśmy więcej niż zajebiste” i te z cyklu: „my zasługujemy na wszystko, co najlepsze: kwiaty na śniadanie, diamenty w rosole, aby przykrywał nas puchową kołdrą i najlepiej nigdzie nie chodził, a wypłatę całą nam oddawał, na kosmetyki, ciuchy i filharmonię”. Ona każdy taki cytat komentuje i jeszcze podjudza inne do tego, żeby i one się nad sobą użalały.
A ja tak tego nie cierpię, nie cierpię tego, bo wie pani, to powoduje tylko, że rośnie w nas ego, potęguje złość, a nawet nienawiść. Takie wpisy tylko odbierają motywację do bycia lepszym człowiekiem, prawda? A wie pani, co jest w tym najbardziej ironiczne?
– Co takiego?
– Ano to, że takie wpisy zamieszczają też faceci! Jak to możliwe, że mężczyźni prowadzą strony dla kobiet? Odczuwają nasze emocje, znają myśli, a może tylko naczytali się książek i wiedzą, gdzie dotknąć, aby powracać na ich strony i lajkować teksty? I czy oni są wspaniałymi mężami, kochającymi swoich rodziców, dobrymi synami? Dlaczego podjudzają kobiety do nienawiści i do pielęgnowania w sobie bufona? Czy mówi się bufonkę?
– Teraz nie wiem… – wtrąciłam, a ona pośpiesznie zignorowała moje słowa,
– Mniejsza z tym. Druga grupa zamieszczająca wpisy to mężatki! I gdy one już sobie ulżą, no, jak ja teraz… – Spojrzałam na nią delikatnie zdumiona, co, o dziwo, w natłoku myśli udało się jej dostrzec, a nawet zareagować – no nie będziemy udawać, przecież ja właśnie też daję upust swoim poglądom. – Po raz kolejny mnie rozbawiła. Pomyślałam, że to bardzo ciekawa postać: niby się wkurza, a jednak pozostaje pilnym obserwatorem, wyłuskującym odrobinę obiektywizmu, doprawionego humorem. – I wie pani, te mężatki potem wracają do mężów i słodko pytają, czy może kolacyjkę by zjedli. Biegną do kuchni i robią te przecukrzone miłością kanapeczki.
A ten żal do świata męskiego i czasami nawet do Boga przejmują singielki. I taka jedna z drugą, czytając o tym, „jakie to kobiety pokrzywdzone, ale za to jakie silne”, nakręcają się, złoszczą, że faceta nie mają, no bo niby gdzie spotkać takich, których świat już dawno wyeliminował z rynku. No wie pani, ideał faceta, ciepły, dobry, ciu, ciu, ciu już nie istnieje. To dinozaury, wymarli w erze rozbieranych flirtów komórkowych i orgazmów internetowych.
A ja, proszę pani, ja tak nie cierpię, kiedy ktoś się na de mną lituje, nad całą żeńską populacją. I nie cierpię, gdy odbiera się jawną możliwość okazywania mężczyźnie szacunku i miłości. I tego, że ich wszystkich wrzuca się do jednego worka. Ja wierzę, że każda potwora może znaleźć swego amatora. Jeśli Jasiek nie jest dla mnie, to nie oznacza, że dla Kaśki też nie. Może dla mnie ten niedobry jest ideałem Kaśki, o którym marzy przed snem. A druga sprawa, proszę pani, to, że my, kobiety, silne jesteśmy, to żądane novum.
Najdalsza historia ludzkości pokazuje, że kobiety nauczyły się być zaradne, bo najzwyczajniej w świecie facetów nie było w domu. Oni wojowali! Wojowali, żeby przywieźć łupy dla swoich kobiet. Oczywiście bardzo dobrze, że zaczęłyśmy, to znaczy nasze przodkinie zaczęły głośno o tym mówić, jak najbardziej dobrze zrobiły, tylko już od dawna mamy z tym mały problem.
– To znaczy? – Do tej pory swoje zdumienie dla jej wypowiedzi wyrazić mogłam jedynie wysoko uniesionymi brwiami, teraz udało mi się wtrącić dwa słowa.
– To znaczy, że zapominamy o tym, że to my wykastrowałyśmy swoich facetów. Ja to minimum dwóch. Są takie charakterki kobiet, które chcą za nich wszystko robić. Jedne z miłości, żeby się mąż lub partner nie przemęczał, a inne ze zbytniej wiary, że są we wszystkim lepsze niż partner. Nie rozumiem, po co się chajtały. Summa summarum obie skutecznie kastrują. Bywa jednak tak – nie ukrywam, że mnie się osobiście przytrafiło – że nagle, po latach, budzimy się i pragniemy być kobietą w stereotypowym wydaniu.
Dobrze, gdy w tym samym czasie i on ma dość czucia się niepotrzebnym. Ale jeśli się nie zsynchronizują, klapa murowana i oczywiście rozwód. I jeśli nam się nie udaje uzyskać tego, czego nagle nam się zachciało, zaczyna się wzajemne obrzucanie łajnem. Obecnie często publiczne. Takie czasy, proszę pani, że nawet prywatnym draniem być nie można. A do tego działa to w obie strony – dodała ze smutkiem w głosie.
Przez chwilę milczałyśmy. Myślę, że obie ważyłyśmy znaczenie słów „działa w obie strony”. Jeśli obie strony są otwarte i rozmawiają o swoich potrzebach, jeśli obie strony pytają, co ja mogę dla ciebie zrobić, a nie tylko oczekują, co się zrobi dla nich… Nie skończyłam myśli, ponieważ kobieta postanowiła uświadomić mi jeszcze jedną istotną rzecz.
– No nie skończyłam myśli. Bo miałam powiedzieć, że, po drugie, dzięki tej całej emancypacji kobiety, które lubią być, obraźliwie rzecz ujmując, kurami domowymi, wstydzą się do tego przyznać. – Spojrzała na mnie i nagle znowu zamilkła.
Patrząc na mnie podejrzliwie, czegoś oczekiwała. Miałam zaprzeczyć jej słowom, co mogłoby ją popchnąć do konstruowania nowej ideologii, czy przytaknąć, aby mogła odetchnąć z ulgą i poczuć, że nie stoi na tym grząskim gruncie sama? Chciałam użyć wymijającej odpowiedzi, ponieważ nie mogłam jej rozgryźć. Kim jest? Aktywistką czy osobą biernie przyglądającą się relacjom ukształtowanym w dwudziestym pierwszym wieku? Nagle telefon, który trzymała w dłoni, zaczął dziwnie brzęczeć.
– O, przepraszam, muszę odebrać. – W tym momencie wstała i ciepłym głosem zaczęła rozmowę zupełnie na inny temat. Oddaliła się nieco, ale ja wciąż czułam jej obecność. To jej wybrzmiałe myśli i uczucia krążyły wokół mnie, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Zadumana chwytałam promienie słońca, zapewne jedne z ostatnich przed zimą. Późna jesień w Trewirze jest zazwyczaj mglista i deszczowa.
– Jestem Hanna – wykrzyczała nagle z pewnej odległości. Wyprostowałam się z nadzieją, że podejdzie, że dowiem się więcej o niej samej. Nie podeszła. – Muszę odebrać syna ze szkoły, jest trochę przeziębiony. – Jej głos się oddalał. – Niech mnie pani odszuka na Facebooku, Hanna z Trewiru… – I zniknęła w swoim świecie, do którego otrzymałam zaproszenie.
Ja też musiałam wrócić do swojego świata. Rozpędzona pomiędzy terminem a terminem dopiero po dwóch dniach przy lampce dobrego włoskiego wina zaczęłam poznawać Hannę.
Jej każdy wpis pokazywał, jak bardzo można wierzyć w człowieka, bez względu na płeć wierzyć w jego dobro, jego szlachetne intencje, jak wyrwać się z poczucia krzywdy, jak lekceważyć opinie ludzi mówiące o twojej naiwności i kochać tych, których inni dawno by już usunęli z listy znajomych. Poczułam, że jestem dumna z niej i z tego, że mogłam przez ułamek swojego życia być wyschniętą studnią.
Wioletta Klinicka
Dziękuję, że z nami jesteś i zapraszam Cię w kolejną podróż, ponieważ emocje są najpiękniejszą nutą brzmiącą w teraźniejszości.
Dziękuję, że z nami jesteś i zapraszam Cię w kolejną podróż, ponieważ emocje są najpiękniejszą nutą brzmiącą w teraźniejszości.
Poszukując własnego szczęścia, aprobaty, miłości pukamy do różnych drzwi.
Ja zapukałam do jednego z portali randkowych, aby odnaleźć mężczyznę, który obdarzy mnie nie tylko wyrafinowanymi komplementami, okaże bezgraniczne zainteresowanie moim umysłem i seksapilem, ale również obejmie niekończącym się poczuciem przynależności.
Nie spodziewałam się, że podróż po łączach wywoła ucisk w mojej klatce piersiowej, odbierać będzie logiczne myślenie, aby po chwili, racjonalność wzbudzała we mnie nieuchwytny strach.
Poznaj tę historię! Poznaj bezgranicznie szczere opinie innych czytelniczek, na temat zachowań bohaterki „Miłości odmienianej…” a może i Ty zechcesz do nich dołączyć i wyrazić swoje zdanie lub spróbować zakochać się jeszcze raz…
Pozdrawiam,
Wiola